kpżkk


VII Zebranie Plenarne KPŻKK w Polsce

Aktualne wydarzenia z życia Kościoła. Rola klasztorów kontemplacyjnych

Ks. Arcybiskup Celestino Migliore - Nuncjusz Apostolski w Polsce

Ks. Arcybiskup Celestino Migliore

Drogie Siostry,

Prosiłyście mnie, abym powiedział coś o roli życia kontemplacyjnego w dzisiejszym świecie.

To bardzo ważny i frapujący temat dla tych wspólnot, które czują się przynaglane do ożywiania ich charyzmatu, ale też palący temat dla tych wspólnot, które czują się zestarzałe i osłabione. I w końcu jest to stymulujący temat dla tych kwitnących wspólnot, które są w stanie dawać żywe świadectwo życia monastyczno-kontemplacyjnego.

Przed chwilą, w homilii – ukazując główne myśli dzisiejszej liturgii słowa, która przecież nigdy nie jest przypadkowa, bo rzuca Boże światło na to, co dzieje się tu i teraz – nawiązałem do arki Noego.

Żeby się dobrze zrozumieć: arka Noego nie jest żadnym sentymentalnym obrazem, który utrwala ideę klasztoru jako „ucieczki” – fuga mundi (ucieczka od świata).

W biblijnym opowiadaniu o arce Noego, akcent nie spoczywa na trwałości drewnianej arki, która zabezpiecza życie strukturalne, zamknięte, bezpieczne. Nie jest też akcent położony na smole, która zabezpiecza ją przed działaniem środowiska, co czyni z niej mieszkanie szczęśliwe i beztroskie, gdzie nie trzeba obawiać się zniszczenia ziemi. Nie stawia się też akcentu na pokój i porządek, jaki panuje między ludźmi i zwierzętami. Przesłanie obrazu arki jest inne: jest to precyzyjny zamysł Boga, aby utrzymać swoją własną decyzję stworzenia człowieka, aby – w oczekiwaniu na nowy początek – dać mu przejść przez niszczące żywioły, uwolnione przez pożądliwość i przemoc ludzką. Ta opowieść kończy się właśnie nowym początkiem. Rozpoczęciem nowego przymierza z ludźmi, symbolicznie przedstawionym w obrazie tęczy, która pojawia się na zakończenie potopu i oznacza nowy związek między niebem i ziemią, między Bogiem i stworzeniem, między Bogiem i człowiekiem.

Historia arki Noego nie jest opowieścią o szczęśliwym zakończeniu, w którym garstka ludzi i zwierząt uchodzi z życiem w walce z naturalnym żywiołem. Jej cel wyznacza przymierze, które Bóg zawiera na nowo z ludzkością, rodzącą się z tej garstki osób. Co więcej, jeśli ktoś by myślał, że po potopie rodzina ludzka opamięta się i zacznie w końcu żyć zgodnie z Bożymi planami, to znaczy na obraz i podobieństwo Boże, ten się myli. Przecież jak mówią czytania mszalne najbliższych dni, właśnie w kontekście nowego przymierza, rodzi się konflikt między synami Noego. Między Semem i Jafetem z jednej strony, a drugiej strony Chamem, który ściąga na siebie Boże złorzeczenie, gdyż stara się zawłaszczyć miejsce ojca i bezcześci matkę. Gdzie więc jest zbawienie, gdzie są owoce nowego przymierza między Bogiem i ludźmi, jeśli serce człowieka wyraźnie skłania się do zła i przemocy? Dokładnie w słowach, które Bóg wypowiada w swoim wnętrzu: „Usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem”. Zatracenie czyniącego zło przez przemoc, jak choćby potop, niczemu nie służy. Tym, czego chce Bóg, nie jest śmierć, ale życie. I to dlatego za każdym razem zaczyna od początku, człowieka skłonnego do zła bierze za rękę i uczy go drogi Sprawiedliwego.

Gdzie w tej historii jest analogia, podobieństwo, nawiązanie do klasztoru kontemplacyjnego?

Jest analogia negatywna i pewne podobieństwo pozytywne.

O strony negatywnej: jak byłoby całkowitym uproszczeniem myślenie, że arka Noego to był Boży podstęp, aby ocalić dwudziestu ludzi, tak samo nie możemy sobie pozwolić na postrzeganie klasztorów jako zwykłych piorunochronów, które chronią od burz świata, a jeszcze bardziej, nie możemy ich widzieć jako miejsc zasobnych, oaz strzeżonych przez wiarę, teologię, przez styl życia i tradycje, które zawierają w sobie mądre doświadczenia religijne i społeczne dawnych lat.

W arce Noego zakwita nowe błogosławieństwo dla ludzkości, rodzi się nowe przymierze, które po zakończeniu potopu zrealizuje się w nowych warunkach i wprowadzi ludzkość na nowe drogi. To jest pierwsza pozytywna analogia między arką Noego a klasztorami kontemplacyjnymi. Ona w niczym nie umniejsza porównania do piorunochronu, czyli do wymiaru modlitwy, apostolskiej prośby, którą śle się do Boga. Ten wymiar pozostaje nienaruszony, a nawet wzmocniony, jeśli piorunochron przyjmie też na siebie rolę anteny.

Antena, która wychwytuje sygnały przychodzące z zewnątrz, ze świata. Tak jak Noe uwalnia niektóre ptaki, aby wysondowały teren dookoła i aby powróciły, dając znać, co się dzieje wokół. Antena, która zanurza swoje przewody w odniesieniu osobistym i wspólnotowym Noego i jego rodziny do Boga i pozwala mu rozpoznać nowy plan Boga względem świata.

Zmęczenie, starzenie się, osłabienie, którymi naznaczone są niektóre wspólnoty kontemplacyjne, rodzą się z osłabienia łączności z tą anteną.

Żeby to ożywić, wydaje się, że trzeba ciągle uważnie odczytywać swoje reguły i konstytucje zakonne w świetle Ewangelii, a nie odwrotnie. Trzeba modelować życie monastyczne, wspólnotowe na wzór trynitarny, na wzór życia Jezusa, który każdego dnia nadsłuchiwał słów swojego Ojca, który jest także naszym Ojcem; spełniał dzieła, które Ojciec mu polecał; radował się w Duchu Świętym i odsyłał do pełni prawdy i pełni pocieszenia, które są domeną Ducha Świętego.

Klasztory są w pełni kreatywne i stają się źródłem nowej witalności, jeśli ich antena jest nastawiona na rozumienie świata zewnętrznego i na szukanie sposobów, aby z nim prowadzić dialog i współdziałać.

Do tego potrzebna jest solidna formacja intelektualna, to co święty Anzelm nazywał – fides quaerens intellectum (wiara poszukująca rozumu). Potrzeba odważnej formacji intelektualnej, teologicznej, artystycznej i kulturowej, która uzdolni klasztory i świat zewnętrzny do opisania na nowo wartości duchowych, ludzkich, kulturowych i społecznych, wyrażonych w kategoriach odpowiednich dla współczesnego społeczeństwa, które najczęściej jest obojętne na wartości wiary chrześcijańskiej; społeczeństwa wystawionego na doświadczenia przypadkowe i wirtualne, czy też odpornego na życiową mądrość. Konieczny jest styl życia wspólnotowego oparty o model trynitarny, zdolny do zaofiarowania alternatywy, która będzie stymulująca w stosunku do niedoskonałego czy upadającego systemu demokratycznego w społeczeństwie coraz bardziej pluralistycznym, wieloetnicznym i wieloreligijnym.

W opowiadaniu o potopie w pewnym momencie Bóg „powiedział do siebie: usposobienie człowieka jest złe już od młodości”. Zdając sobie sprawę, że przemoc jest prawie „wrodzona” w serce człowieka, Bóg stara się ją powstrzymać, i dlatego stawia jej granice. Tak więc po potopie, Bóg zawiera nowe przymierze z człowiekiem i formułuje kodeks ludzkiego postępowania, który uwzględnia jego nieprzezwyciężalną skłonność do przemocy, ale jednak stawia jej granice. Podczas gdy w momencie stwarzania człowieka dał ludziom jako pokarm zboża i owoce z drzewa, tak teraz dopuszcza, aby człowiek spożywał też mięso zwierząt, ale „nie ich krew”, gdyż krew jest samym życiem, tożsamością, najbardziej intymnym elementem stworzenia. I dodaje, że upomni się o każdą krew, o życie każdego człowieka, jeśli ktoś ośmieliłby się zrobić coś przeciwnego. Sam Bóg jednak, w swoim stosunku do człowieka idzie ponad wszelkimi granicami i znosi każde ograniczenie. Kładzie łuk, oręż walki, tej walki, którą potem wypowiedział złym ludziom. A Bóg całkowicie odstępuje od przemocy i przekształca łuk w tęczę, znak przymierza z człowiekiem.

W tym znaku znajdujemy jasną i zdecydowaną analogię między arką Noego i klasztorami kontemplacyjnymi. Klasztory są znakiem profetycznym, są laboratorium czasów ostatecznych, właśnie dlatego, że ukazują znaki, przykłady i doświadczenie życia i myślenia w radykalizmie na miarę Bożą.

Pierwszego maja Ojciec Święty Benedykt XVI dokona w Rzymie beatyfikacji nieodżałowanej pamięci Papieża Jana Pawła II. Dokładnie w Niedzielę Miłosierdzia Bożego. Ta zbieżność ze Świętem Miłosierdzia uwydatnia charakterystyczną cechę świętości Papieża-Polaka. Głęboka harmonia z Bogiem i ze światem, o którą Jan Paweł II troszczył się od zawsze w swoim życiu, objawiła mu „miłosierdzie”, jako kategorię interpretującą dzisiejszy świat. Świat, który naznaczony jest ludzką perfidią, wyrażoną przez dwie wojny światowe, totalitarny system komunistyczny, nazizm i faszyzm, podział na bogatych, którzy stają się coraz bogatsi i biednych, którzy stają się ciągle bardziej biedni, przez niepewność i powszechny strach przed terroryzmem, przez coraz mniejszy szacunek dla życia. Tymczasem, jakby w reakcji na to, współczesna kultura rozwinęła niektóre dziedziny myślenia i działania społecznego, które mają służyć do zatamowania i przezwyciężenia ludzkiego zła w świecie, w szczególności kładąc nacisk na tolerancję, współczucie i zgodę.

Jeśli chodzi o tolerancję, to jednak szybko się ujawniło, że nie jest to wystarczająca zasada, aby naprawić relacje ludzkie. Przede wszystkim dlatego, że zagubiliśmy normę tego, co słuszne i co niesłuszne; tego, co dobre, i tego, co złe. W tych okolicznościach „tolerancja” stała się synonimem permisywizmu i bezkrytyczną akceptacją różności. A to spowodowało, że staliśmy się w życiu osobistym i społecznym bardzo selektywni: jesteśmy tolerancyjni tylko w stosunku to tego, co jest politycznie poprawne i co narzucają nam nasze uprzedzenia.

Dziś władza jest sprawowana nie na bazie prawdy, ale konsensusu, zgodnej opinii większości obywateli: podejmując decyzje – czy to w parlamencie czy radzie dzielnicy – nie pyta się czy opinia jest prawdziwa, lecz ogranicza się do policzenia głosów i stwierdzenia, która przeważa. W takiej perspektywie, logika decyzji politycznych wyklucza zajmowanie się kwestią prawdy, właśnie dlatego, aby móc rozwiązać konflikty w sposób niekrwawy: jeśli różne strony będą się biły, każda w imię prawdy, wówczas konflikty nie będą do rozwiązania. I to jest powód, dla którego podejmuje się decyzje na bazie większości wyrażonych opinii. Jeśli tak jest, nie ma żadnych gwarancji, że podejmowane decyzje są oparte na prawdzie. Wynika z tego tylko, że udało się ją podjąć bez wszczynania wojny. „Prawda” tego rodzaju jest owocem konsensusu, jest to prawda umowna i przypuszczalna, która często wyklucza prawdę o charakterze uniwersalnym, która powinna być przyjęta przez wszystkich.

Jan Paweł II zrozumiał, że w takim środowisku kulturowym specyficznym wkładem chrześcijan powinno być uwidocznienie społecznego znaczenia miłosierdzia. Miłosierdzie nie jest ani permisywizmem, ani przebaczeniem za bezcen; jest raczej wyrazem oburzenia z powodu zła we wszystkich jego formach; oburzeniem, które płynie z wielkiej miłości, która napotyka ludzką biedę. Jest zupełnie czymś innym, niż uproszczoną wyrozumiałością dla ludzkich tragedii czy walką o solidarność. Jest czymś więcej niż walką przeciw niesprawiedliwości, której nie można tolerować. Jest czymś innym. Jest po prostu miłością do kogoś, kto błądzi, kto grzeszy, kto ma nieszczęście i jest biedny. Właśnie z tego powodu, że on czy ona jest nędznikiem, grzesznikiem, niegodziwcem. To taka miłość uruchamia sprawiedliwość, solidarność, słuszność i zmienia świat.

Wasze klasztory będą współczesnymi arkami Noego w takiej mierze, w jakiej się przekształcą w laboratoria pogłębiania, aktualizacji i aktywizacji tego miłosierdzia. Wy pierwsze miejcie takie doświadczenie, żeby zmotywować, zachęcić i podtrzymywać innych, pojedyncze osoby i całe grupy. Zespoły, w których mogą pojawić się dojrzałe osobowości, zdolne ponieść te ideały i przetłumaczyć je na język społeczny, polityczny i prawny dla dobra Kościoła i współczesnego świata.

Beatyfikacja Jana Pawła II przypomina nam o innej wielkiej intuicji tego świętego papieża. Podczas jednej ze swoich pierwszych podróży do Polski, gdy konsolidował się ruch „Solidarności”, zaprosił kościelne placówki szkolne i kulturalne do traktowania „Solidarności” nie tylko jako ruchu zdolnego do osłabienia reżimu komunistycznego, ale przede wszystkim, jako „ideę-klucz” dla refleksji filozoficznej i kulturowej na temat podstaw nowego społeczeństwa, zakotwiczonego już nie na wzajemnej nieufności, na donoszeniu, na walce klas, ale na solidarności. Teraz, trzydzieści lat później przeżywamy światowy kryzys ekonomiczno-finansowy, które swoje źródło ma jeszcze w tym braku zaufania, poszanowania i wzajemnego uznania wszystkich grup społecznych i wszystkich ludzi na świecie. Ojciec Święty Benedykt XVI w encyklice „Caritas in Veritate” zauważył: „Globalizacja nas zbliża, ale nie czyni bardziej braćmi” (n. 19). Zaproponował braterstwo jako wartość, na której ma bazować obecne społeczeństwo. Braterstwo było też wymieniane jako motto Rewolucji Francuskiej, dwieście lat temu, ale potem zostało całkowicie zapomniane.

Rolą życia monastyczno-kontemplacyjnego dziś jest odpowiedź na to wyzwanie dzisiejszego społeczeństwa i stawanie się laboratoriami braterstwa. To jest wkład, który możecie dać Kościołowi, trudzącemu się, aby wprowadzić w życie „komunię-wspólnotę” w duchu Listu Jana Pawła II „Novo Millennio Ineunte”. Także dla dobra społeczeństwa, które mogłoby odzyskać pierwotny sens demokracji i szacunku dla praw ludzi, tylko przez „braterstwo”.

Jeśli w Waszych klasztorach, pogłębiając formację duchową, intelektualną, teologiczną i kulturową, będziecie w stanie wyrobić w sobie przekonanie, że świat na zewnętrz ma potrzebę pójścia po drogach miłosierdzia i braterstwa, to uczynicie z Waszych klasztorów nowe arki Noego, w których rozumie się znaki czasu, gdy zachowuje się i umacnia Boży obraz świata i się przygotowuje teren dla nowego przymierza, które Bóg chce odnowić ze współczesną ludzkością.

Nie powinien Was przestraszać fakt, że jest Was mało. Wiele z Was powie: to my jako pierwsze jesteśmy wyniszczone przez problemy, jakie rodzą się z braku braterstwa i konkretnego miłosierdzia. Przez małe czy duże kłopoty w Waszych klasztorach, napięcia, ambicje, nieporozumienia na zewnątrz klasztorów, często także z instytucjami kościelnymi. Podziały, urazy, rozgrywki, które wydają się być zaraźliwe i nie do pokonania.

To właśnie od tego należy zacząć, jeśli chcemy myśleć o rzeczach wielkich, jeśli chcemy oddychać oboma płucami, jeśli świadectwo życia monastycznego chcemy uczynić atrakcyjne i pociągające.

Życzę Wam, abyście spędziły dnie na medytacji i modlitwie i abyście w ten sposób posiadły wielkie światło z „Góry”. Życzę Wam i o to się modlę, abyście miały przenikliwość i odwagę w rozpoznawaniu małych i wielkich więzów, które sprawiają, że Wasze klasztory są związane z ziemią i nie pozwalają wzbić się do lotu. A przede wszystkim życzę Wam, abyście umiały wzbijać się tak wysoko, aby dać Wasz pełny wkład dla rozwoju Kościoła i społeczeństwa w Polsce.

góra strony