kpżkk

VII Zebranie Plenarne KPŻKK w Polsce

Wspólnota zakonna – wspólnotą

KONFERENCJE III, IV

o. Andrzej Ruszała OCD

o. Andrzej Ruszała OCD

Konferencja 3

4. Wymiar paschalny klauzury zakonnej

Spróbujemy zobaczyć również dynamikę paschalną w tym istotnym aspekcie życia zakonnego kontemplacyjnego, jaki stanowi klauzura, a zwłaszcza ten tej szczególny przejaw, jakim jest tzw. klauzura papieska, którą zachowują niektóre zgromadzenia.

4.1. Pojęcie klauzury i jej historyczne kształtowanie się

Wiemy, że początki klauzury, a więc życia poświęconego Bogu i oddzielonego od świata, również w wymiarze zewnętrznym, sięgają starożytności chrześcijańskiej, bo przełomu II i III w. Świadectwem tego jest choćby życie św. Antoniego, opisane przez św. Atanazego, biskupa. Prawdziwym fundatorem klauzury w klasztorach żeńskich jest św. Cezary z Arles, który w 513 r. założył dla mniszek klasztor pod wezwaniem św. Jana. W kolejnych wiekach stopniowo rozwija się forma kanonicznej klauzury, przyjmując coraz bardziej konkretne formy.

Sobór Watykański II w dekrecie o przystosowanej odnowie życia zakonnego „Perfectae caritatis” przypomina, że „instytuty, które całkowicie są ukierunkowane na kontemplację… zawsze zachowują w Mistycznym Ciele Chrystusa znamienita cząstkę” (n. 7). Dokument przypomina, że również „ich sposób życia należy poddać rewizji według podanych zasad i kryteriów przystosowanej do współczesności odnowy, zachowując jednak w zupełności ich odosobnienie od świata i ćwiczenia związane z życiem kontemplacyjnym” (n. 7). To ostatnie stwierdzenie jest ważne, ponieważ mówiąc o soborowej i posoborowej potrzebie odnowy i przystosowania życia zakonnego całkowicie nastawionego na kontemplację do nowych czasów, precyzuje jednocześnie elementy stanowiące samą istotę tego rodzaju życia, które muszą zostać zachowane. Takim właśnie elementem jest odosobnienie od świata, realizowane poprzez klauzurę. Kościół bardzo wyraźnie na to wskazuje w jednym z najważniejszych dokumentów Soborowych, dotyczących życia zakonnego i ta linia w podejściu do klauzury w zakonach klauzurowych widoczna jest również we wszystkich późniejszych dokumentach Kościoła, jak np. w powstałym w 1966 r. motu proprio „Ecclesiae Sanctea”, zawierającym bardziej szczegółowe normy wykonawcze do dekretu „Perfecte caritatis”, dalej - w instrukcji „Venite seorsum” o życiu kontemplacyjnym i klauzurze mniszek, wydanej w 1969 r. przez Kongregację do spraw życia zakonnego, do której często odwołują się współczesne Konstytucje Sióstr, czy wreszcie w ostatniej instrukcji tejże samej kongregacji z 1999 r., dotyczącej tej samej problematyki, a zatytułowanej: „Verbi sponsa”. Konkretnym natomiast wyrazem przeżywania klauzury przez mniszki są konstytucje danego zgromadzenia, zatwierdzone przez Kościół.

4.2. Duchowe znaczenie samotności i klauzury

Powołanie do życia kontemplacyjnego w Kościele to powołanie do szczególnego miłowania Boga i do wspólnoty z Nim. Wiemy, że powołanie to – właściwie w przypadku każdego chrześcijanina, a więc tym bardziej w przypadku osób zakonnych podejmujących formę życia całkowicie nastawionego na kontemplację - ma charakter totalny, czyli odnosi się do całego człowieka, o czym przypomina już choćby pierwsze przykazanie Starego Testamentu, które również w pełni potwierdza Jezus: „Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6,5; por. Mt 22,37). A zatem wszystkie władze człowieka, wszystkie energie jego duszy mają być zaangażowane w miłowanie Boga, na Nim skoncentrowane, Jemu uległe. Prosta logika mówi, że aby tak mogło być rzeczywiście, wszystkie te władze i zdolności nie mogą przylgnąć jednocześnie do czegokolwiek innego poza Bogiem, a zatem wypełnienie pierwszego przykazania ze swej natury domaga się swoistego ogołocenia, oderwania serca i swoistej wewnętrznej samotności wobec innych stworzeń, w tym również ludzi.

W ten sposób jawią się przed nami dwa istotne aspekty przeżywania samotności w życiu chrześcijańskim, a zwłaszcza klauzurowym, na które zwraca uwagę zwłaszcza dokument „Verbi sponsa”: aspekt ascetyczny oraz oblubieńczy - można rzec mistyczny. Obydwa tworzą swoistą rzeczywistość paschalną, bo pierwszy odpowiada wymiarowi krzyża, a drugi zmartwychwstania i pełni życia w tym rodzaju życia, jakim jest konsekrowane życie klauzurowe w Kosciele.

4.2.1. Aspekt ascetyczny (krzyż klauzury)

Samotność i klauzura posiada ważny aspekt ascetyczny. Pomaga ona bowiem w praktykowaniu czystości serca, tak koniecznej do tego, by dostąpić błogosławieństwa oglądania Boga i kochania Go „z całego serca, z całej duszy, ze wszystkich sił”. Zachowywanie samotności dopomaga w tym, ograniczając okazje kontaktów ze światem zewnętrznym do naprawdę koniecznych, tak by nie wdzierał się on na różne sposoby do klasztoru i do serc osób w nim mieszkających. W ten sposób samotność, zabezpieczana w praktyce przez klauzurę, której wartość ciągle trzeba starać się odkrywać i cenić, w znacznym stopniu pomaga eliminować rozproszenie, wynikające z wielu kontaktów, które wcale nie są niezbędne, z licznych wyobrażeń – częstego źródła bezbożnych poglądów i nagannych pragnień – z informacji i uczuć, które odrywają od tego, co w życiu zakonnym istotne i rozbijają jedność wewnętrzną. Tak rozumiana samotność i oderwanie odnosi się również do roztropnego korzystania ze środków społecznego przekazu, zwłaszcza tych, które oddziaływają na wzrok, jak telewizja, wideo czy internet, i które – jeśli rozbudzają niewłaściwe pragnienia - szczególnie potrafią zatruwać czystość serca.

Samotność posiada zatem wielką wartość w procesie wewnętrznej integracji serca ludzkiego, które po grzechu pierworodnym i po negatywnych doświadczeniach, związanych z własną historią grzechów rozprasza się w sposób nieuporządkowany na wiele spraw i rzeczy nie służących realizacji podstawowego powołania do wspólnoty z Bogiem. Kościół zawsze o tym przypominał i czyni to nadal, choćby poprzez obecnego papieża Jana Pawła II w jego adhortacji Vita consecrata. Zdajemy sobie jednak dobrze sprawę z tego, że – rodząc te wszystkie dobre owoce ascetyczne – zachowywanie klauzury jednak wiele kosztuje, jest to wielkie wyrzeczenie, swoiste umieranie dla naszej natury, skłonnej do tego, by wiele widzieć, słyszeć, doświadczać nowych wrażeń. Zresztą o powadze tego umierania świadczy choćby fakt, że w wielu domach zakonnych wierność klauzurze nie jest rzeczywiście łatwa i są w tym względzie czasem różne nadużycia, czasem „pobożnie” tłumaczone.

4.2.2. Aspekt oblubieńczy (życiodajna klauzura)

Aspekt oblubieńczy przypomina, że wspólnota z Bogiem i jej pielęgnowanie ze swej natury domaga się pewnej samotności wewnętrznej, ale również zewnętrznej i ją zakłada. Dobrze rozumieli to ci wszyscy, którzy zafascynowali się Bogiem, odkryli Go jako Umiłowanego, jako Oblubieńca swej duszy. Jednym z najbardziej wyrazistych tego przykładów we wczesnej historii Kościoła był ruch pustelniczy, jaki rozwinął się począwszy od III i IV wieku, który dał również początek życiu zakonnemu. U jego korzeni stoi charyzmatyczne doświadczenie Boga i Jego miłości, co sprawia, że dla wielu Bóg staje się absolutnym centrum życia, że Jezus zostaje odkryty i przyjęty jako jedyny Pan, Zbawiciel i Oblubieniec, do tego stopnia, że człowiek wyrzeka się wszystkiego i z sercem zranionym miłością zaczyna szukać swego Umiłowanego - faktycznie i materialnie zostawiając wszystko i wszystkich innych. Człowiek czuje się - używając słów Ozeasza - jak oblubienica przynęcona przez Boga-Oblubieńca i wyprowadzona na pustynię, by tam Bóg mówił do jej serca (Oz 2,16).

Jezus – Oblubieniec i wspólnota z Nim stają się w praktyce jedynym sensownym wytłumaczeniem ewangelicznego wyboru i pielęgnowania samotności przez człowieka, co w sposób szczególny widoczne jest również we wszelkich późniejszych formach życia zakonnego. Zresztą sam Jezus, którego historyczną egzystencje osoba zakonna chce naśladować, choć zawsze jest zjednoczony z Ojcem (por. J 10,30; 17,11), to jednak ciągle poszukiwał chwil samotności i modlitwy, wyrażając w ten sposób swoje miłosne pragnienie oraz nieprzerwane dążenie swej Osoby Syna ku Temu, który rodzi Go od wieków (por. Kongregacja Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, Verbi Sponsa. Instrukcja o życiu kontemplacyjnym i klauzurze mniszek, n. 3, Kuria Krakowskiej Prowincji OCD, Kraków 1999, ss. 7-8.). Istotnym jest powiązanie poszukiwania przez Jezusa miejsc samotnych z Jego modlitwą do Ojca. Naśladowanie Jezusa w tym względzie jest przejawem szczególnego sposobu uczestniczenia w synowskiej relacji Chrystusa z Ojcem (por. tamże).

Z kolei Duch Święty, który wyprowadził Jezusa na pustynię zaprasza osobę zakonną, zwłaszcza klauzurową, do szczególnego udziału w samotności Jezusa, który „przez Ducha wiecznego” (Hbr 9,14) ofiarował samego siebie Ojcu. Samotna cela, zamknięta przestrzeń stanowią środowisko, w którym osoba zakonna, oblubienica Słowa Wcielonego, w sposób uprzywilejowany odnajduje swoją komunię z Chrystusem i całą Trójcą (por. tamże). Tajemnica tej komunii zostaje jej objawiona w mierze, w jakiej posłuszna Duchowi Świętemu z wiarą słucha Syna (por. Mt 17,5), wpatruje się w Jego oblicze (por. 2Kor 3,18) i dostosowuje się do Jego życia aż do złożenia całkowitej ofiary z siebie Ojcu (por. Flp 2,5nn).

Ta komunia z Bogiem jest też pełnią życia i spełnienia się człowieka, tego paschalnego, nowego człowieka.

Samotność i będąca w życiu zakonnym jej wyrazem i stróżem klauzura stanowi więc szczególny sposób przebywania z Panem i naśladowania Go w Jego płodnej samotności modlitwy i kontaktu z Ojcem oraz Jego wyniszczenia, które dokonywało się poprzez radykalne ubóstwo i samotność wobec wielu dóbr stworzonych, samotność modlitwy w Ogrójcu i samotność Krzyża (por. tamże). I tak jak w przypadku Chrystusa ma to prowadzić do zmartwychwstania i pełni życia dla siebie i dla innych. Tak przeżywana samotność staje się więc szczególnym sposobem przeżywania i wyrażania tajemnicy paschalnej Chrystusa i uczestnictwem w Jego dziele odkupienia(por. Święta Kongregacja Zakonów i Instytutów Świeckich, Venite Seorsum. Instrukcja o życiu kontemplacyjnym i klauzurze mniszek (15.08.1969 r.), n. I, w: Życie konsekrowane w dokumentach Kościoła, Kraków 1998, s. 80. ).

4.3. Klauzura papieska

Wiele wspólnot mniszek zobowiązanych jest do zachowywania tzw. Klauzury papieskiej. Mowa jest więc o klauzurze papieskiej, w odróżnieniu od tzw. Klauzury według Konstytucji, właściwej dla innych zgromadzeń zakonnych, nie całkowicie oddanych życiu kontemplacyjnemu, które same ustalają sobie zakres i formy klauzury zgodnie z charyzmatem własnego zgromadzenia. Cytowane przed chwilą Konstytucje sióstr Karmelitanek ujmują to w sposób jednoznaczny: „Zgodnie ze swym powołaniem kontemplacyjnym, Karmelitanki Bose zobowiązane są do zachowania klauzury papieskiej, tzn. według przepisów zatwierdzonych przez Stolicę Apostolską i obecnych Konstytucji, które zawierają normy fundamentalne własnego prawa” (n. 109).

Rzeczywiście, także obecny Kodeks Prawa Kanonicznego stwierdza, że „klasztory mniszek całkowicie oddanych życiu kontemplacyjnemu będą przestrzegać klauzury papieskiej, czyli zgodnej z normami ustanowionymi przez Stolicę Apostolską. Oznacza to, że nie każdy z osobna klasztor będzie sobie ustanawiał normy klauzury i jej formę dla siebie, lecz normy te są już ustanowione przez Stolicę Apostolską, tworząc formę tzw. Klauzury papieskiej. Magisterium Kościoła wielokrotnie potwierdzało konieczność wiernego podtrzymywania życia kontemplacyjnego w formie rzeczywistego oddzielenia od świata, które stanowi dla Kościoła źródło łaski i świętości (por. Verbi Sponsa, n. 10. ).

Instrukcja Verbi Sponsa w numerze 11 przypomina podstawowe normy, jakie musi spełniać klauzura mniszek, aby mogła być uznana za klauzurę papieską, a więc aby także dany instytut życia zakonnego mógł być uznany za instytut życia w pełni kontemplacyjnego. Otóż „instytut zakonny uważany jest za instytut życia w pełni kontemplacyjnego, jeśli:

Pierwszy z warunków podkreśla, że w życiu całkowicie kontemplacyjnym, którego wyrazem i stróżem jest klauzura papieska, absolutnie wszystko, wszelka aktywność wewnętrzna i zewnętrzna, ma być ukierunkowana na Boga i poszukiwanie z Nim zjednoczenia. Następne dwa warunki konkretyzują realizację tego fundamentalnego pragnienia mniszek. Drugi i trzeci warunek stwierdzają, że realizacja powołania mniszek domaga się nie podejmowania jakichkolwiek zewnętrznych i bezpośrednich działań duszpasterskich, nawet gdyby wielkie były potrzeby Kościoła w tym względzie, a także że domaga się odłączenia od świata w sposób konkretny, rzeczywisty i skuteczny poprzez klauzurę.

„Sposób oddzielenia od świata zewnętrznego budynku klasztornego, chóru, rozmównic oraz całej przestrzeni przeznaczonej dla mniszek, musi być materialny i skuteczny – nie tylko symboliczny, czy też tzw. neutralny” (Verbi Sponsa, n. 14, par. 2).

A zatem wszystkie miejsca będące do dyspozycji sióstr mają być w sposób rzeczywisty i skuteczny oddzielone od świata tak, by ani inni nie mogli się do nich przedostać z zewnątrz, ani one same nie mogły ich opuścić. Nie może to być oddzielenie symboliczne, np. tak jak w muzeach – przewieszony sznurek, który informuje, ze poza niego nie wolno wchodzić, ale jak ktoś chce to wejdzie, bo on fizycznie i skutecznie nie oddziela, albo lada w sklepie, bo tę ladę też można stosunkowo łatwo przeskoczyć. W tradycji zakonnej przyjęły się jak dotąd dwa takie elementy rzeczywiście i skutecznie oddzielające od świata, to znaczy na zewnątrz ściana lub mur, a wewnątrz krata. Kościół jednak nie precyzuje dokładnie co to ma być, może to być właściwie wszystko co rzeczywiście i skutecznie, a nie tylko symbolicznie oddziela, być może więc, że w przyszłości będą jakieś inne rozwiązania, gdzie nie będzie krat, a będzie zagwarantowane rzeczywiste oddzielenie (pola siłowe, zpory laserowe…).

Jest tu również mowa o tym, że nie może być tzw. pomieszczeń „neutralnych”, tzn. takich wydzielonych miejsc w klasztorze, że mogą w nich przebywać zarówno siostry jak i osoby z zewnątrz. Czasem takimi miejscami mogą być zakrystie, rozmównice albo korytarze do tychże pomieszczeń. Chodzi więc o to, by domy tak były zaprojektowane i zagospodarowane pod tym względem, ażeby unikać tego typu rozwiązań, ponieważ one także naruszają zalecenie materialnego oddzielenia klasztoru od świata.

Instrukcja „Verbi Sponsa” podaje również konkretne normy, regulujące wyjściami sióstr z klauzury, tym kto i na jaki okres czasu udziela na to zezwolenia, a także wejściami określonych osób z zewnątrz za klauzurę. Nie będziemy o tym szczegółowo mówili, można o tym poczytać w samym dokumencie, a także w Konstytucjach, które także ujmują tę sprawę. Należy jednak zaznaczyć, że wyjście z klauzury papieskiej powinno mieć zawsze charakter wyjątkowy, a więc – jak ujmuje to omawiana instrukcja – winno wymagać „słusznego i poważnego powodu, podyktowanego rzeczywistą koniecznością poszczególnych mniszek lub klasztoru” (n. 15) i winien być rzeczywiście w tym celu, a nie przy okazji w innych celach, które same w sobie nie stanowią już dostatecznego powodu do opuszczenia klauzury. Kościół nie za bardzo wchodzi tutaj w szczegóły, ogólnie stwierdza, że normalnie mogą to być przypadki, związane ze zdrowiem mniszek, opieką nad siostrami obłożnie chorymi, wypełnieniem obowiązków wynikających z prawa cywilnego oraz w potrzebach klasztoru, którym nie da się zaradzić w inny sposób (por. n. 17, par. 1). Ocenę ważności tychże powodów ewentualnego wyjścia z klauzury, a także innych nadzwyczajnych a ważnych okoliczności w dużej mierze zawierza roztropności i duchowemu wyczuciu samych sióstr, przeżywających swe powołanie kontemplacyjne, a zwłaszcza siostrom (matkom) przełożonym poszczególnych domów.

Konferencja 4

5. Wymiar paschalny życia braterskiego (siostrzanego) we Wspólnocie

Ważnym przejawem i jednocześnie środkiem do wzrastania w tej życiodajnej dynamice paschalnej w naszym życiu zakonnym jest życie we Wspólnocie. Doskonale zdajemy sobie bowiem sprawę z tego, że drugi człowiek, siostry czy bracia we Wspólnocie, nierzadko bywają dla nas powodem różnych cierpień, niedogodności, trudów, a więc tego, co również i tutaj możemy bez wątpienia określić mianem krzyża, a z drugiej strony, w Bożych zamiarach wobec nas, są ważnym środkiem naszego oczyszczenia z egoizmu, z pychy i wielu innych wad, środkiem naszego wzrostu w dojrzałości i świętości, a więc naszego powstawania do pełni życia. Ta pełnia ponadto, z Bożej woli, zawsze dokonuje się nie tylko poprzez pośrednictwo Wspólnoty ale we Wspólnocie: Kościoła, w tym oczywiście konkretnej Wspólnoty zakonnej, będącej tym najbardziej bliskim i egzystencjalnym wyrazem Kościoła.

Jest na pewno wiele płaszczyzn w codziennym życiu wspólnotowym, na których może się przejawiać ten wymiar paschalny naszego powołania. Ze względu na ograniczoności czasowe chciałbym tu wspomnieć nieco więcej o jednym, z którym często mamy na co dzień do czynienia, a mianowicie o trudzie, a jednocześnie błogosławieństwie, związanym z praktyką przyjmowania odmienności innych, a także wzajemnego przebaczenia. W tych wymiarach przełożeni sami muszą ten trud podejmować pierwsi, ale także dopomagać innym czynić to we Wspólnocie.

5.1. „Przygarniajcie się nawzajem”

Pierwszą rzeczą, jaką trzeba powiedzieć, jest ta, że nie należy stale widzieć złej woli (jak niestety często jesteśmy skłonni to robić) ze strony osób, których postępowanie przyczynia nam cierpień. Wiele problemów związanych z relacjami pomiędzy ludźmi, które skłonni jesteśmy szybko klasyfikować moralnie, jest często po prostu zwykłymi trudnościami w porozumiewaniu się, zwyczajnymi nieporozumieniami. Ponieważ każdy z nas wyraża siebie w różny od innych sposób i posiada odmienną od innych wrażliwość i patrzenie na różne sprawy, jest nam czasami bardzo trudno uchwycić prawdziwe intencje czy motywacje drugiej osoby.

Każdy z nas ma inną psychikę, różną wrażliwość i sposób widzenia spraw, co nas sobie przeciwstawia i często jest dla nas trudem. Powinniśmy uznać ten fakt w poszanowaniu realizmu i z poczuciem humoru. Niektórzy ludzie uwielbiają porządek i najmniejsze odstępstwo od niego wywołuje w nich zaniepokojenie. Inni z kolei duszą się w kontekście zbyt uporządkowanym i poddanym schematom. Osoby uwielbiające porządek czują się często osobiście zaatakowane przez kogoś, kto pozostawi gdzieś coś choćby drobnego, a osoba o przeciwstawnym temperamencie poczuje się szykanowana przez kogoś, kto wymaga idealnego porządku. Szybko przechodzi się wtedy do uwag natury moralnej, podczas gdy tak naprawdę między osobami zachodzi różnica psychologiczna, różnica wrażliwości na pewne sprawy. Wszyscy mamy silną skłonność do nazywania dobrem tego, co się nam podoba i odpowiada naszemu temperamentowi oraz do nazywania złem tego, co mu się sprzeciwia. Przykładów na takie twierdzenie można byłoby podawać bez liku. Jeśli nie będziemy na to wyczuleni, nasze wspólnoty mogą stać się polem nieustającej bitwy pomiędzy zwolennikami dokładnego porządku a zwolennikami nieco większej swobody; opowiadającymi się za punktualnością a tymi, którzy wolą większą elastyczność; miłośnikami spokoju a tymi, którzy są bardziej żywiołowi, itd.

Konieczną więc rzeczą jest, byśmy uczyli się przyjmowania innych takimi, jacy są, rozumienia, że ich wrażliwość, talenty, nie są koniecznie takie same jak nasze. Trzeba uczyć się rozszerzania i uelastyczniania naszych serc i naszego sposobu myślenia na ich temat. Nie jest to rzeczą łatwą, gdyż musimy relatywizować naszą wiedzę, stawać się małymi i pokornymi; umieć wyrzec się tej szczególnej „pychy polegającej na posiadaniu racji”, która jakże często przeszkadza nam w zrozumieniu drugiej osoby. Wyrzeczenie takie jest najczęściej związane z obumarciem siebie samego, co wiele nas może kosztować.

Jednak kiedy podejmiemy takie działanie, do wygrania jest o wiele więcej. Można bowiem powiedzieć, że całe szczęście, iż inni sprzeciwiają się nam poprzez swój sposób widzenia świata. Dzięki temu zyskujemy szansę wyjścia z ciasnoty naszych własnych ograniczeń i otworzyć się na inne wartości. Na ogół w ostatecznym rozrachunku o wiele więcej otrzymujemy od ludzi, z którymi trudno nam było się porozumieć, niż od ludzi, z którymi świetnie się dogadywaliśmy. Ci pierwsi otwierają bowiem nasze horyzonty na inne wartości niż te, w których moglibyśmy pozostawać zamknięci, przestając jedynie w towarzystwie tych osób, które mają podobną do wrażliwość do naszej.

5.2. Przebaczenie i jego znaczenie w życiu osobistym i wspólnotowym

Istnieją oczywiście także przypadki, kiedy cierpienie sprawiane nam przez inne osoby nie wynika tylko z naturalnych różnic, jakie są miedzy nami lecz z prawdziwie złej woli z ich strony. Tak więc postawa, jaką powinniśmy wobec nich przyjąć, nie będzie składała się jedynie z elastyczności i wyrozumiałości w akceptacji różnic, o jakiej mówiliśmy przed chwilą. Będzie to o wiele trudniejsza postawa przebaczenia, do której Kościół za Jezusem nieustannie wzywa. Jan Paweł II w liście na Wielki Post 2001 roku pisał: „Kościół, głosząc przebaczenie i miłość nieprzyjaciół, jest świadomy tego, że wprowadza do duchowego dziedzictwa całej ludzkości nowy sposób odnoszenia się do bliźnich; sposób ten z pewnością wymaga wiele pracy, lecz jest bogaty w nadzieję. Aby móc tego dokonać, Kościół wie, że może liczyć na pomoc Pana, który nigdy nie opuszcza nikogo, kto wzywa go w potrzebie. Miłość(...) nie pamięta złego (1 Kor 13,5). W tym wyrażeniu z pierwszego listu do Koryntian Paweł Apostoł przypomina, że przebaczenie jest jedną z najwznioślejszych form sprawowania miłości" ( por. Jan Paweł II, List na rozpoczęcie Wielkiego Postu, z 9 lutego 2001 r.)

5.2.1. „Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”

Jednym z najpiękniejszych fragmentów Ewangelii dotyczących zachęty do przebaczania jest perykopa z Ewangelii według świętego Łukasza. Jest to chyba podstawowy tekst Ewangeliczny, który winien nas prowadzić w nauce prawidłowej postawy wobec innych.

„Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6, 35-38).

Słowa te są bardzo wymagające, jednak powinniśmy rozumieć to wymaganie również jako wspaniały dar, jaki Bóg chce nam sprawić. Bóg bowiem, jeśli czegoś od nas wymaga, to jednocześnie zawsze daje możliwość wykonania tego. Nigdy nie wymaga od nas rzeczy niemożliwych, bo to byłby jakiś sadyzm i okrucieństwo. Bóg daje to, czego wymaga, a więc tekst ten zawiera pomiędzy wierszami obietnicę, że On może rzeczywiście przemienić nasze serca do tego stopnia, że będziemy zdolni do miłowania miłością równie czystą, równie darmową i bezinteresowną jak Jego miłość. Bóg pragnie podarować nam dar przebaczania taki, do jakiego On sam tylko jest zdolny i uczynić nas w ten sposób podobnymi do Niego, gdyż Bóg jest Bogiem w najpełniejszy sposób, kiedy przebacza.

Można byłoby powiedzieć, że cała tajemnica odkupienia w Chrystusie, poprzez Jego wcielenie, śmierć i zmartwychwstanie, polega na tej cudownej wymianie: Bóg umiłował nas na ludzki sposób poprzez serce Chrystusa po to, by uzdolnić nasze serca do miłowania na sposób Boży. Bóg stał się człowiekiem po to, aby człowiek stał się Bogiem, to znaczy, by mógł miłować na sposób, w jaki Bóg jest zdolny miłować, z właściwymi dla Boga: czystością, intensywnością, mocą, czułością, nie nużącą się cierpliwością.

Zauważmy, że podsumowanie cytowanego fragmentu Ewangelii zawiera w sobie jedno z podstawowych praw życia duchowego (a w gruncie rzeczy także zwykłego ludzkiego życia!): „Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”. Powierzchowna interpretacja mogłaby się przedstawiać w następujący sposób: Bóg odda szczodrze wszystkim, którzy są wspaniałomyślni w miłości i przebaczeniu, natomiast tym, których postawa wobec bliźniego jest bardzo drobiazgowa, odda równie skąpo. Jednak ten werset ma o wiele głębsze znaczenie niż wyobrażenie kary czy nagrody ze strony Boga opierającego się na tym, jaka była nasza postawa. W gruncie rzeczy Bóg nie karze nas, to raczej człowiek sam sobie wymierza karę. Werset ten głosi przede wszystkim „prawo" nieodłączne od ludzkiej natury: jeśli ktoś nie chce przebaczyć, to sam będzie wcześniej czy później nieszczęśliwą ofiarą swego braku miłości. Całe zło, jakie czynimy innym lub żal jaki mamy do innych, w końcu zwróci się przeciwko nam. Jeśli czyjaś postawa wobec bliźniego cechuje się tym, co nazywamy ciasnotą serca, to osoba ta sama stanie się ofiarą tej ciasnoty. Jeśli zamykam kogoś w moim osądzie, w mojej pogardzie, odrzuceniu i urazie, to sam staję się więźniem oplecionym siecią, która może mnie zadusić. Najgłębsze dążenia, jakie w sobie nosimy, dążenia do absolutu, do nieskończoności, natkną się na nieprzekraczalne bariery i nie będą mogły się urzeczywistnić. Z powodu braku miłosierdzia w stosunku do mojego bliźniego, zamykam się w ciasnym świecie, w którym sam też będę się dusił. Wystarczy tu trochę trzeźwego spojrzenia i realistycznego podejścia, by dojść do poznania tego prawa i jego nieubłaganego charakteru, tak jak ujmuje to Jezus w przypowieści o nielitościwym dłużniku: „Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz” (Mt 5,25).

Natomiast przebaczenie sprawia, że wychodzimy z zaklętego kręgu tego przekleństwa. Poprzez darowanie wszelkiego długu sprawia ono, że na nowo możliwa jest relacja z drugim człowiekiem oparta na bezinteresowności, co jest nieodzowne dla istnienia autentycznej miłości, bez której nikt z nas nie może się obejść, by wieść prawdziwe życie.

Kiedy w naszym sercu jest „ciasno", to najczęściej dzieje się tak dlatego, że nasze serce jest sztywne w naszych odniesieniach wobec bliźniego i odrzuca możliwość wspaniałomyślnego przebaczania i miłowania. A właśnie wspaniałomyślność w miłości i przebaczaniu, życzliwość w osądzaniu i miłosierdzie czynią z nas synów Najwyższego i pozwalają nam na bezinteresowność, miłość i uczestnictwo w Bożym życiu oraz sprawiają, że najgłębsze dążenia naszych serc zostaną pewnego dnia zaspokojone. Prorok Izajasz przypomina: „Jeśli miłujesz swego bliźniego…, wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie... będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody, co się nie wyczerpie” (Iz 58,8-11).

5.2.2. „Pozytywne strony” czynionego nam zła

W dziedzinie błędów i niedoskonałości bliskich nam osób, tak jak i w przypadku innych przeciwieństw, dobrze jest widzieć, że w złu istnieje nie tylko zło: wątpliwe zachowania tych, którzy nas otaczają i którzy są przyczyną naszych cierpień, nie mają jedynie negatywnego wymiaru, ale przedstawiają sobą pewne dobrodziejstwa!

Istnieje w nas bowiem np. bardzo głęboko zakorzeniona tendencja do poszukiwania w relacjach z innymi ludźmi tego, co może wypełnić nasze braki, a zwłaszcza niedostatki naszego dzieciństwa. I właśnie niedoskonałości innych osób, zawód, jaki nam te osoby sprawiają, zmuszają nas do wkładania większego wysiłku w miłowanie ich prawdziwą miłością, w nawiązywanie z nimi relacji, które nie pozostaną zamknięte w nieświadomym poszukiwaniu zaspokojenia własnych potrzeb, lecz będą usiłowały stać się coraz czystsze i bardziej bezinteresowne, tak jak Boża miłość: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48).

Świadomość ich niedoskonałości będzie nam również pomocna i w tym, że nie będziemy oczekiwali od tych osób szczęścia, pełni i spełnienia tego, czego oczekiwać możemy jedynie od Boga, i dzięki temu będzie to zaproszeniem do zakorzenienia się w Nim. Czasami nawet dzięki rozczarowaniu relacją z kimś, od kogo oczekiwaliśmy wiele, zbyt wiele..., uczymy się poświęcać więcej wysiłku modlitwie, relacji z Bogiem. Od Niego oczekujemy pełni, pokoju i bezpieczeństwa, które może zagwarantować nam jedynie Jego nieskończona miłość. Rozczarowania w relacjach z innymi ludźmi sprawiają, że przechodzimy od miłości nieco bałwochwalczej (takiej, która zbyt wiele oczekuje) do miłości realistycznej, wolnej, a w końcowym efekcie szczęśliwej.

Miłość egoistyczna, „pazerna”, zawsze będzie narażona na rozczarowania, natomiast miłość duchowa nigdy, bo „nie szuka swego” (1Kor 13,5).

5.2.3. Grzech innych niczego nam nie odbiera

Jedna z najpoważniejszych chyba trudności w kwestii przebaczania bierze się stąd, że wyobrażamy sobie, iż na skutek jakiegoś bolesnego wydarzenia lub negatywnego zachowania jakiejś osoby, zostaliśmy czegoś pozbawieni lub nadal jesteśmy pozbawiani czegoś, co uważamy za rzecz ważną, czy nawet życiowo istotną. Bardzo często to rozpowszechnione przekonanie, że poprzez czyjąś złą wolę zostaliśmy pozbawieni koniecznych nam dóbr, umacnia nasz uraz. Może w tym wszystkim chodzić zarówno o dobra materialne, uczuciowe czy moralne (na przykład nie spotkała mnie miłość, do której miałem prawo, szacunek, który mi się należał, itd.) lub też o dobra duchowe (z powodu leżącego po stronie osoby odpowiedzialnej w mojej wspólnocie (przełożonego) i z powodu jej zachowania, nie mogę rozwinąć się duchowo, nie doceniono mnie, nie pozwolono rozwinąć moich talentów, itp...).

Jednak po to, abyśmy byli w stanie przebaczać i żyć spokojnie, nie żywiąc żadnej urazy, nawet wtedy kiedy otoczenie jest dla nas przyczyną cierpień z powodu rozczarowujących, niedobrych zachowań, koniecznym jest zrozumienie pewnej podstawowej rzeczy: uczucie frustracji, opisane powyżej, powinno zostać dogłębnie zrewidowane, ponieważ tak naprawdę nie odpowiada ono rzeczywistości. Trzeba poddać się odnowieniu swej mentalności i osądu, tak aby móc w końcu zrozumieć, że grzech innych ludzi, zło, które od nich do mnie przychodzi, tak naprawdę niczego istotnego mi nie odbiera.

Inni ludzie mogą oczywiście pozbawić mnie wielu rzeczy, tak w sferze materialnej, jak i po prostu ludzkiej. Nie mogą jednak pozbawić mnie tego, co najważniejsze - jedynego, prawdziwego i ostatecznego dobra, jakim jest miłość Boga do mnie i ta miłość, którą ja mogę skierować ku Niemu, oraz wszelkiego duchowego rozkwitu, jaki ona za sobą pociąga. Nikt nigdy nie będzie mógł nas pozbawić możliwości, którą mamy przecież zawsze, by wierzyć w Boga, by pokładać w Nim nadzieję, by Go miłować w każdym miejscu i w każdych okolicznościach. Nikt nie będzie mógł nam odebrać tego najistotniejszego i prawdziwego dobra, a więc nie będzie mógł nam zabronić rozwijania tego, co jest w nas najgłębszego i ostatecznego. Albowiem głównie poprzez doświadczenie wiary, nadziei i miłości człowiek może budować samego siebie. Cała reszta jest w stosunku do tego czymś drugorzędnym i względnym. Całej reszty możemy zostać w jakiś sposób pozbawieni, a i tak nie będzie to dla nas absolutnym złem. Istnieje w nas coś niezniszczalnego, coś, co jest gwarantowane nam przez wierność i miłość Boga. „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć: orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja łaska są tym, co mnie pociesza” (Ps 23).

Zamiast więc tracić czas i rozpraszać naszą energię na oskarżanie innych o to, co się w naszym życiu nie układa, zamiast zarzucać im, że, jak sądzimy, czegoś nas pozbawiają, trzeba raczej czynić wysiłki, by dojść do duchowej wolności poprzez pogłębianie naszej osobistej relacji z Bogiem, jedynym i niewyczerpalnym źródłem wszelkiego dobra, oraz poprzez wzrastanie w wierze, nadziei i bezinteresownej miłości. Potrzeba więc niejako przekonać po wielokroć samego siebie, iż fakt, że inni grzeszą, i tak nie pozbawia nas możliwości zostania świętymi, że nikt nam niczego istotnego tak naprawdę nie będzie mógł odebrać.

Nawet gdy będziemy żyli w środowisku ludzi, którzy ciągle grzeszą, nie musi nam to przeszkodzić w kochaniu Pana i służbie naszej wspólnocie i Kościołowi, ani pozbawić nas żadnego duchowego dobra i przeszkodzić w dążeniu do pełni miłości. Świat wokół nas może się zawalić, lecz i tak nie odbierze nam to możliwości modlitwy, możliwości pokładania całej nadziei w Bogu i miłowania.

Nie oznacza to oczywiście, że powinniśmy się jakoś wewnętrznie opancerzyć i stać się całkowicie obojętnymi na to, co się wokół nas dzieje – we wspólnocie, w Kościele, w społeczeństwie. Kiedy w naszym środowisku pojawią się jakieś problemy, niewątpliwie powinniśmy pragnąć ich rozwiązania i starać się rozeznawać, czego Bóg od każdego czy każdej z nas oczekuje, czy i jak powinniśmy interweniować w zaistniałej sytuacji? Trzeba stawiać sobie wtedy pytania, czy mamy rzeczywistą i konkretną możliwość uczynienia czegoś? Jeśli tak, to nieuczynienie tego byłoby grzechem zaniedbania, co dotyczy zwłaszcza przełożonych.

Należy jednak powtórzyć, że nawet jeśli wiele spraw wokół wydaje się dziać nie dobrze, to jest rzeczą niezbędną, byśmy mimo wszystko zachowali daną nam wewnętrzną wolność, by nadal pokładać nadzieję w Bogu i służyć Mu z wiernością, czyniąc to, co w danej sytuacji możemy.

góra strony